Dzieje Zaolzia              Historie Těšínska
Zachodnia część Księstwa Cieszyńskiego
Západní část Těšínského knížectví
23 maja 2009

Rozważania nad historią i współczesnością Zaolzia


1. Współczesność

Historii poświęciliśmy dotąd w naszym serwisie wiele uwagi. Mniej pisaliśmy o współczesności, a zwłaszcza o metodach wynaradawiania zaolziańskich Polaków i to nie tylko przez obecną większość lokalną, ale i przez ich niby to polskich zaolziańskich współziomków, którzy z racji pełnionych funkcji powinni dbać o dotrzymywanie przysługujących zaolzianom praw, m.in. do nieograniczonego korzystania z języka ojczystego, do poprawnej pisowni ich imion i nazwisk, do utrzymania własnej godności narodowej.

Wiadomo mi, że liczni zaolziańscy działacze z dużym poświęceniem zabiegają o dotrzymywanie przysługującego zaolziańskim Polakom prawa do korzystania z języka ojczystego w życiu publicznym, o równoprawną możliwość stosowania historycznych, polskich nazw zaolziańskich miejscowości, o stosowanie polskich napisów, a szczególnie o zagwarantowanie prawa do używania polskiej pisowni imion i nazwisk miejscowych Polaków. Przykro więc, kiedy Głos Ludu, wydawany z czeskich dotacji przez Radę Kongresu Polaków, bez żenady dopuszcza się w tej dziedzinie świadomej profanacji.

Jakże bowiem odczytać to, co zamieszczono na str. 7 Głosu Ludu z dn. 9 maja br.? Widnieją tam zdjęcia uczniów i uczennic klas 3, 4 i 5 karwińskiej podstawówki z poczeszczonymi nazwiskami dziatwy. Rozumiem, że dziecko z mieszanego małżeństwa, nawet to uczęszczające do polskiej szkoły, może mieć czeskie nazwisko i nie dziwi mnie np. Alexandra Veselá, ale Łucja Pawlasová, Ewa Wierzgoniová, Weronika Kończynová, Lucie Kunzová, czy Małgorzata Sikorová, to już zakrawa na złośliwy paszkwil, na antypolską drwinę ze strony polskojęzycznej gazety.

Nie dziwi mnie w tej sytuacji, że redaktor naczelny odrzucił tekst Czytelnika, poświęcony temu tematowi, dostarczony drogą okrężną do naszej redakcji, którego fragmenty cytowałam w ubiegłomiesięcznym felietonie „Pokłosie cenzury“.
Spodziewałam się też, że po objęciu stanowiska redaktora naczelnego GL przez dziennikarza z Polski poprawi się język gazety. Przypadkowo rzuciłam okiem na stronę 8 cytowanego wyżej numeru, przeznaczoną dla młodzieży. Dotąd tej strony raczej nie czytywałam. Nie zamierzam się odnosić do treści zamieszczonego tam artykułu zatytułowanego „Traktat Lizboński straszy nacjonalistów“, lecz do stylu języka, w jakim artykuł został napisany. Uczono mnie zawsze, iż dla młodzieży należy pisać tak samo jak dla dorosłych, tylko jeszcze bardziej starannie, a tu – ani krzty staranności. Po prostu słabiuteńki tekst, prawdopodobnie przetłumaczony z języka czeskiego przez tłumacza-amatora, zamieszczony bez odpowiedniej adiustacji. Takie zwroty, jak „Znając fobię Wodza z dalszej integracji europejskiej...“, „Już prawie rok po zaakceptowaniu umowy parlementem...“, „Po obszernym rozszerzeniu organizacja ta przypomina już bardziej sparaliżowane OSN...“, „To oczywiście nie oznacza utratę suwerenności...“ są żywcem wyjęte z języka czeskiego. Nawet ONZ pozostawiono jako czeskie OSN.

A swoją drogą, nie dziwi mnie fakt, że zaolziańskie publikatory niechętnie drukują jakiekolwiek materiały zawierające nutkę krytycyzmu wobec współczesności, czy też prawdę historyczną, inną od czeskiej interpretacji. To już zasługa mocodawców większościowych, którzy zagarnąwszy wielomilionowe mienie przedwojennych polskich organizacji, którego odzyskanie umożliwiłoby m.in. wydawanie prawdziwie polskiej (a nie wyłącznie polskojęzycznej) prasy, trzymają miejscowych działaczy na swoim garnuszku.

W tym miejscu chciałam już zaniechać krytyki, ale... wyrzuciłam kolejnych 6 kcz na kupno Głosu Ludu z dn. 21 maja 09. I co? Na stronie 4 zamieszczono kolejne zdjęcia klasowe karwińskich dzieci i kolejne podpisy zniekształcające nazwiska: Owczarzyová, Siwková, Waloszková, Morcinková, Matuszyńská i imiona: np. spośród kilku Dawidów na zdjęciach zamieszczonych w obu numerach gazety, tylko jeden ma poprawnie po polsku zapisane imię. Resztę przedstawiono jako czeskich Davidów.

Chciałoby się do 6 kcz wydanych na zakup kolejnego numeru GL dorzucić jeszcze parę złotych na zakup dużej puszki wazeliny, żeby starczyło dla wszystkich potrzebujących, ale chyba szkoda zachodu...

Alicja Sęk



Tyle o gorzkiej współczesności. Poniżej zamieszczamy rozważania zaolziańskiego Czytelnika na temat niemniej gorzkiej historii oderwanego skrawka naszej Ziemi Ojczystej, przesłane do naszej redakcji kilka miesięcy temu, po odrzuceniu tego materiału przez polskojęzyczną prasę zaolziańską.

2. Historia

Korespondencja z terenu

W ciągu całego mego dorosłego życia interesowałem się, jako autochton, sprawami związanymi z Zaolziem. Na ten temat przeczytałem dużo materiałów źródłowych oraz książek. Ciekawiło mnie, jakimi kryteriami kierowały się zwycięskie mocarstwa zachodnie po pierwszej wojnie światowej, budując na podstawie swych decyzji nową Europę. Dowiedziałem się, że w sprawie Śląska Cieszyńskiego obie zainteresowane strony wysunęły następujące argumenty:

A. Strona czeska:

1. Racje dynastyczne: kilkusetletnia przynależność Śląska do Korony Czeskiej,

2. Komunikacyjne: bez kolei koszycko-bogumińskiej ziemie czeskie nie miałyby połączenia ze Słowacją,

3. Gospodarcze: bez Zagłębia Karwińskiego powstaną kłopoty z rozwojem państwa.

B. Strona polska:

– jeden oczywisty argument: Śląsk Cieszyński zamieszkiwany jest przez Polaków

Do tych poszczególnych argumentów miałem zastrzeżenia, które w skrócie przedstawiam:

A. ad 1. – Tych kilkaset lat należy podzielić przez dwa, ponieważ przez połowę (ponad połowę – przyp. A.S.) tego czasu Śląsk był pod rządami Habsburgów, zaś w roku 1918 nie powstała Korona Czeska, tylko całkiem nowe państwo.

ad 2. Tego argumentu nie można traktować poważnie. Przecież można by z tego kawałka całej trasy korzystać na podstawie wzajemnej umowy, jako odcinka tranzytowego, a równocześnie w jak najszybszym tempie wybudować linię kolejową np. przez Puchów.

ad 3. Nowa Czechosłowacja przejęła ogromną część przemysłu Monarchii Austro-Węgierskiej. Jego wydajność była nieporównywalna z polskim przemysłem, „odziedziczonym“ po zaborcach.

B. Jedyny polski argument, argument etniczny, był naprawdę oczywisty. Potwierdzają go austriackie spisy ludności z przełomu XIX i XX wieku. Zgodnie z ich wynikami Polacy stanowili na terenie późniejszego Zaolzia ponad 70 % mieszkańców, zaś Czesi mniej niż 10 % (te wyniki próbuje się neutralizować wliczając w statystykę dane z dawno już zczechizowanych gmin z okolicy Frydku, które były kiedyś częścią Księstwa Cieszyńskiego, lecz ze względu na ich strukturę etniczną, odradzająca się po I wojnie światowej Rzeczpospolita nigdy do nich nie pretendowała – przyp. A.S.)

Zwycięskie państwa zachodnie, Anglia i Francja (a zwłaszcza USA – dekrety prezydenta Wilsona – przyp. A.S.), opowiadały się za utworzeniem w nowej, powojennej Europie państw z bezpiecznymi granicami, wyznaczonymi na zasadzie etnicznej. Ciekawiło mnie zawsze, dlaczego w przypadku Czechosłowacji odstąpiono od tej zasady. Nowa Czechosłowacja obejmowała w swych granicach 3,5 miliona Niemców w Sudetach, [...] prawie 200 tys. Polaków i setki tysięcy Węgrów. Doświadczeni politycy musieli wiedzieć, że ta mieszanka wybuchowa zagrozi w przyszłości bezpieczeństwu Europy.

Polacy, pod wodzą Marszałka Piłsudskiego, wiedzieli z doświadczenia, jak żyło się w takiej mieszance etnicznej pod zaborami.Właśnie dlatego Piłsudski jeszcze przed zakończeniem pierwszej wojny światowej, szablą i propozycjami konfederacji z Litwinami, Białorusinami i Ukraincami wykuwał bezpieczną granicę wschodnią Polski z uwzględnieniem zasad etnicznych. Utworzyć federacji się nie udało, na domiar bolszewicy postanowili w zarodku zniszczyć „zuchwałego Zesłańca na Kasztance“ i wysłali przeciwko niemu konarmię Budionnego i piechotę Tuchaczewskiego. Piłsudski jednak swą genialną taktyką wygrał pod Warszawą wojnę, która w opinii znawców była 18-tą najważniejszą wojną w dziejach świata. Pomimo tego Masaryk z Benešem podważali trwałość państwa polskiego powstającego po 123 latach niewoli. Nazywali Polskę państwem „sezonowym“ i wykorzystując zaangażowanie wojskowe Polski na Wschodzie, napadli zbrojnie na Śląsk Cieszyński. Nie wierzyli w zwycięstwo Piłsudskiego (popierali bolszewickiego napastnika, odmówili przepuszczenia przez terytorium republiki broni dla Wojska Polskiego oraz węgierskiego wsparcia – przyp. A.S.) i nie zastanawiali się nad tym co będzie, kiedy Polska znów się stanie prężnym państwem.

Piłsudski tak oto opisywał czeską napaść: „Z Czechami mieliśmy dwie sprawy sporne: o [...] Śląsk Cieszyński oraz obszar Spiszu i Orawy. Prowincje te zamieszkiwała ludność czysto polska o głębokiej świadomości narodowej. Dając wiarę deklaracjom Masaryka i wyraźnym zapewnieniom rządu praskiego, który wielokrotnie przyznawał nasze prawa do kwestionowanych obszarów, pozostawiłem na tych terenach jedynie drobne jednostki wojskowe. Uważam tę niespodziewaną napaść za nieopisaną zdradę ze strony Czechów“.

Zawsze zastanawiałem się nad pytaniem – dlaczego obie strony miały do siebie i swoich przedstawicieli wzajemnie przez długie lata tak negatywny stosunek. Odpowiedź otrzymałem niespodziewanie po przeczytaniu artykułu Władysława Pobóg-Malinowskiego: Stosunki polsko-czeskie w świetle dokumentów. Istotne słowa tego artykułu cytuję:

„Wśród przywódców politycznych Czechów Beneš rozwinął na zachodzie Europy największą działalność i zabiegi. Umowa, jaką zawarł 28 września 1918 roku z Francją w osobie jej ministra PICHON‘a, mówiła o powołaniu do życia państwa czechosłowackiego w granicach historycznych „Czech, Moraw i Śląska A U S T R I A C K I E G O“. Przyzna się później, że przy zawarciu umowy użył podstępu, wyzyskując ignorancję Pichon‘a. Francja – podpisując ten układ – stwierdzi później Beneš, nie przypuszczała, że grozić to może konfliktem w sprawie Cieszyńskiej“.

Niespodziewanie otrzymałem odpowiedź na moje pytanie. Tak więc przez dwóch polityków – jednego słabego z wygórowanymi ambicjami – Beneša – i drugiego ignoranta – Pichon’a – został roztrzygnięty los Polaków na Śląsku Cieszyńskim. I teraz już wiem, dlaczego płk. Šnejdarek był na moście w Cieszynie w mundurze francuskim i żądał opuszczenia polskich terenów aż za Białkę, dlaczego zaczęła się „siedmiodniowa wojna“, dlaczego Czesi nie mogli dopuścić do plebiscytu, dlaczego odrzucali później jakąkolwiek współpracę z Polską, dlaczego min. Becka nazywali „faszystą“, kto przygotował pretekst do Monachium, dlaczego logikę min. Becka nazywano „nożem w plecy“ po Monachium, dlaczego Beneš cieszył się przychylnością Stalina (tu muszę wyjaśnić, że dokładnie to opisują stenogramy rozmów Beneša ze Stalinem).

Jak ocenia politykę Beneša czeski filozof Jan Patočka w dziele Kim są Czesi, cytuję dalej: „Beneš był słabym człowiekiem nadającym się dobrze na sekretarza, ale i na nic więcej. I takiemu to człowiekowi powierzona została decyzja co do przyszłego moralnego profilu narodu czeskiego. Musiał decydować i zdecydował się na małość… Tragizm nowożytnych Czechów i Czech polega na tym, że czeska tęsknota za zdobyciem sobie, upartą walką, równorzędnego miejsca w koncercie wielkiej polityki akurat w momencie, kiedy zaistniała po temu – jednorazowo – historyczna okazja, zniszczona została przez przeciętnego człowieka i kiepskiego polityka, któremu naród powierzył swoje losy – prawdopodobnie na zawsze… Trzeba niestety jeszcze raz przywoływać ku pamięci słowa M. Hartmanna o narodzie, który przedłużył sobie życie, zdradzając własną ojczyznę – tak jest aż po dzień dzisiejszy“.

Droga Redakcjo !

Napisałem ten przyczynek po zdobyciu wiadomości o umowie Beneša z Francją jeszcze przed powstaniem Czechosłowacji1/. Jestem pod wrażeniem tego faktu i mam nadzieję, że stanie się tak z większością Czytelników .

Serdecznie pozdrawia

Roman Badura






1/ W tej kwestii odsyłamy Autora opowyższego tekstu i innych naszych Czytelników również do pracy samego Beneša „Světová válka a naše revoluce. Vzpomínky a úvahy z bojů za svobodu národa“ Praha 1930, díl II, str. 318-320. Beneš nie zawahał się przed opisaniem tam swojej świadomej mistyfikacji wobec Pichona (A.S.).

Alicja Sęk


Klik